23 kwi 2017

Łucznica, inspirujące miejsce

Parę dni temu miałam okazję uczestniczyć na wyjeździe integracyjnym w inspirujących warsztatach wikliniarstwa w miejscowości Łucznica. 
Łucznica to mała wieś, położona w gminie Pilawa. Ale nie taka zwykła bo była wsią królewską, należała do króla Józefa Poniatowskiego, który to ziemię odsprzedał Potockim. Potoccy wybudowali dworek myśliwski, który stoi po dziś dzień i jest teraz siedzibą "Stowarzyszenia Akademia Łucznica". Stowarzyszenie upowszechnia wiedzę o sztuce przede wszystkim poprzez różnego rodzaju warsztaty m.in. wiklina, makrama, witraż, batik, ceramika, sitodruk, papier czerpany czy nawet meblarstwo tradycyjne. Niesamowite miejsce. Zapraszam Was do odwiedzenia ich strony i zapisania się nawet na kilkudniowe warsztaty z wyżywieniem i noclegiem.

Główną atrakcją wyjazdu było wyplatanie z wikliny tacki katalońskiej, na wzór prawdziwiej jaką kiedyś wyplatano i na której, kładziono sery. Oryginalna była o wiele większa od naszych, jeśli dobrze pamiętam to miała ok 40cm średnicy.

Zapraszam też Was do odwiedzenia strony dziennikarza i podróżnika Pawła Wrońskiego, który towarzyszył nam w wyprawie i zrobił nam mnóstwo zdjęć :) 
Strona www: Paweł Wroński.

Początki wyplatania - zaczyna się od wyplecenia wianka, co wcale nie jest takie proste jak się wydaje bo przy tej czynności też bardzo łatwo połamać wiklinę.


 Poniżej już wypleciony wianuszek przy pomocy instruktora.


 Wiklina leżała wilgotna w wannie, z której wybieraliśmy odpowiedniej grubości witki.
 Kolejny etap prac, instruktor pokazuj jak teraz będziemy wyplatać środek tacki.




 Wystające boki mogliśmy przyciąć na odpowiednią dla nas długość sekatorem.


 



Główną konstrukcję złożoną z najgrubszych witek trzeba było związać młodziutką, zieloną i bardzo giętką wikliną. Mały odcisk zrobił mi się od naciągania i ściskania na dłoni ;)
Efekt końcowy tacki poniżej.


 W między czasie czekając na drugą grupę robiliśmy drożdżowe bułeczki, które przybrały przeróżne kształty.


Lecz chyba z powodu zimna na dworze za mocno nagrzaliśmy piec i nasze bułeczki wyglądały potem jak węgielki. Lecz nic straconego...środek był w sam raz :)
 

 Miałam też okazję spróbować tkania na krośnie.



 

Kicia, którą zastaliśmy na zapleczu pracowni ceramicznej :)




 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz